Dania cała jest
cmentarzem
Hamlet,
reżyseria: Arash Dadgar, Quantum Theatre Group (Iran)
Koniec świata
nie musi być zatrważający. Może nadchodzić powoli, a śmierć
może przybrać przyjazną formę uśmiechniętego mężczyzny, który
z otwartymi ramionami przywita nas w tej ostatniej chwili. Poznajmy
Hamleta w reżyserii Arasha Dadgara, w którym
ostatnie słowo należy do Grabarza.
Zdawać by się mogło, że Hamlet został już zinterpretowany wzdłuż i
wszerz, a jego inscenizacje wyeksploatowały wszystko możliwości
tekstu. Było już trzech Hamletów, był dramat z perspektywy
Ofelii, Hamlet-monodram, Hamlet szaleniec i wiele innych. Arash
Dadgar poszedł o krok dalej i głównym bohaterem uczynił Grabarza,
który swoją osobą i wykonywaną profesją spaja wszystkie sceny
spektaklu. Przeniesienie środka ciężkości z Hamleta na postać,
która w dramacie nie pełni istotnej roli, podkreśliło to, że
będziemy mieli do czynienia ze światem na opak – lekko
skarnawalizowanym, w którym mimo wszystko krąży widmo śmierci.
Wszystko zaczyna się
od morderstwa króla Hamleta. Już od pierwszej chwili reżyser
wręcza nam wskazówki, którymi będziemy podążać przez resztę
spektaklu. Król umiera, jednak jego duch odziany w białe szaty
pozostaje i będzie snuł się po scenie przez cały spektakl. Nie
będzie jednak biernym obserwatorem, będzie drażnił Gertrudę i
prowokował syna do zbrodni. Snuje się więc między postaciami
sprawiając wrażenie, że mamy do czynienia z dziwną
rzeczywistością, w której życie i śmierć mijają się. Będziemy
lawirować między porządkami, które odkryją przed nami mroczną
ludzką naturę.
Świat przedstawiony
przez Dadgara jest jak z sennego koszmaru. Postaci, ich makijaż i
stroje, utrzymane w mrocznym stylu steampunk, przywodzą na myśl
najmroczniejsze filmy Tima Burtona. Gertruda przypomina bardziej
umarłą pannę młodą, ze swoimi na czarno podkreślonymi oczami i
bladą cerą. Jednak nie tylko ona przedstawia się jak z pogranicza
świata żywych i umarłych. Wszyscy aktorzy snują się po scenie,
rozpaczliwie podrygują w ostatnich zrywach, jednak wszystko to z
widmem śmierci, z nieustannie przechadzającym się po scenie bądź
jej zakamarkach Grabarzu. To on jest dyrygentem, to on pobierając
wymiary szykuje dla nich ostatnie posłanie, skrojoną na wymiar
mogiłę. Po scenie śmierci Hamleta, wszystko zaczyna nabierać
tempa zupełnie jak lawina, która wraz z kolejnym obrotem staje się
coraz większa i szybsza. Uruchomiona zostaje fala konfliktów, żali
czy pretensji i nikt nie może tego zatrzymać. Dadgar przeprowadził
nas przez całą historię Szekspira, podkreślając intensywniej
sceny konfrontacji i sprzeczności. Jego bohaterowie są niezwykle
żywiołowi, dają się porwać wszelkim emocjom. Nie krępują się
skakać, krzyczeć i biegać. Etykieta rodziny królewskiej tutaj nie
obowiązuje, na scenie panuje żywioł.
Za najbardziej
nieszczęśliwą oraz zagadkową postać możemy uznać Ofelię.
Kiedy wszystkie postaci oprócz Hamleta-króla są ubrane na czarno,
tak ona od stóp do głów odziana jest w biel. Zupełnie, jakby za
życia uznana była za martwą i tylko błądziła między żywymi,
skazana na wieczne potępienie, poniżanie i śmiech. Ofelia, przez
wszystkich jest traktowane jako zbędny element dworu – Poloniusz
sprawuje nad nią restrykcyjną kontrolę, podobnie jak brat,
Gertruda, woli jej wymierzyć siarczysty policzek niż porozmawiać o
jej nieszczęśliwej miłości. Wszyscy traktują ją jak zużyty
przedmiot, który chowa się po kątach, aby nikt go nie zauważył.
Nawet Hamlet krytykuje jej urodę, odrzuca jej miłość i oddanie.
Dlatego, nie dziwi to, że gdy przychodzi koniec świata Ofelii, gdy
przechodzi ona na drugą stroną prowadzona przez Grabarza, to wydaje
się szczęśliwa, po raz pierwszy spokojna i zadowolona.
Samo przedstawienie
kobiet przez Dadgara jest zbudowane na zasadzie kontrastu. Ofelia,
jest dzianą w biel ofiarą natomiast Gertruda, to rządna władzy
despotka, która cieszy się ze śmierci męża. Jednak żadna z nich
nie ma mocy sprawczej. Ofelia podporządkowuje się męskiej sile,
Gertruda zostaje pochłonięte przez własne żądze. Bowiem, w tym
świecie, każda decyzja prowadzi do śmierci. Jedyne zmartwienie ma
Grabarz, czy wystarczy miejsc w Dani na tyle grobów?
Natomiast tytułowy
Hamlet ponaglany przez widmo ojca do zemsty na Klaudiuszu popada w
szaleńczy obłęd. Nie ma w sobie nic z odważnego wojownika, jest
wrażliwym filozofem, pisarzem, który woli walczyć słowem.
Mohammadreza Aliakbari w roli Hamleta odegrał narastający obłęd,
pogrążonego w żalu intelektualisty, który nie potrafi wybrnąć z
narzucanych mu wymagań. To jedna z lepszych kreacji w tym spektaklu,
zaraz obok Grabarza – komika i przewodnika w jednym. Ten zarządca
cmentarza, to jedyna postać ubrana w barwny strój robotnika, tylko
jego mroczny makijaż podkreślał, że należy on do tego
upadającego świata, do Dani, która ma więcej umarłych niż
żywych.
Cały spektakl to
zręcznie skonstruowana machina. Chociaż sceny z perypetami
przyjaciół Hamleta stanowiły przyjemną komiczną przerwę, między
wartką akcją pełną knucia i spisków, tak już pewnym przesytem
stają się sceny w których to jeden z nich usilnie próbuje
„urodzić” kamienie nerkowe. Każda postać musi mieć jakąś
charakterystyczną cechę, to zrozumiałe. Jednak czy muszą nią być
zakrwawione spodnie oraz siedzenie na toalecie? Można uznać, że
Dadgar pragnął w swoim przedstawieniu zwrócić uwagę na każdy
rodzaj cierpienia: spowodowany zemstą, miłością, wścibstwem oraz
przyczynami naturalnymi.
Wszystko kończy się
niezwykle symbolicznie. Każda z postaci zostaje poprowadzona przez
Grabarza do drzwi, przez które przechodzi, aby następnie udać się
na podwyższenie, gdzie można obserwować kolejnych umierających.
Pomimo tego, że dla każdego z bohaterów nastąpił mikro koniec
świata, tak w ostateczności dochodzi do upadku pewnego porządku.
Wszyscy odchodzą, Dania ściele się trupem, jak teraz będzie
wyglądał świat w którym rodzina królewska dokonała tak
okrutnych czynów? Oraz najważniejsze pytanie, być albo być może
wystarczy dla wszystkich grobów w Danii...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz